"Gra na gitarze to najlepsza forma autoekspresji, jaką znam. Bez niej jestem zagubiony, nie umiem znaleźć życiowej drogi." (Slash)
Welcome To The Jungle It's So Easy Nightrain Out Ta Get Me Mr. Brownstone Paradise City My Michelle Think About You Sweet Child O' Mine You're Crazy Anything Goes Rocket Queen |
Takiego debiutu dawno nie było. "Appetite For Destruction", pierwsza płyta Guns N' Roses, rzuciła na kolana cały rockowy świat. Chyba od czasu debiutów takich grup jak Led Zeppelin czy Black Sabbath nikt w rocku nie rozpoczął od takiego ciosu. Nagrane na płycie utwory są doskonałe, wręcz perfekcyjne. Równie klasyczne, co oryginalne. Nie da się bowiem pomylić skrzeczącego głosu Axla Rose'a czy riffów gitarowych Slasha. Hardrockowe wzorce idealnie dopełnily się luzactwem i lubieżnością, ale też punkową butą. Bezkompromisowe utwory buzują emocjami, a do tego są wręcz zaraźliwie melodyjne. Na płycie nie ma słabszych momentów. Równy, wysoki poziom prezentują zarówno te mniej eksploatowane w rozgłośniach radiowych utwory, jak i należące już do światowej klasyki gunsowe hity w stylu "Paradise City", "Welcome to the Jungle" czy "Sweet Child O'Mine". Tym albumem zespół zdobył już miejsce w galerii sław muzyki rockowej, zgłosił swój akces do rockowego panteonu. Narodził się zespół, ale także narodziła się także legenda gitary. Slash w swoich bujających riffach wprowadził nowatorską artykulację i brzmienie. Choć swoje apogeum osiągnie nieco później, już tym albumem dał się poznać jako genialny gitarzysta. Niebywały sukces pierwszej płyty postawił zespół przed dużymi oczekiwaniami fanów. Chcąc umilić oczekiwanie na nowy materiał, grupa wydała album "G N' R Lies". Choć miał to być w zamierzeniu dodatek, album stał się ważnym ogniwem w dyskografii grupy. Pokazał bowiem inne oblicze zespołu. Łagodne, akustyczne utwory pokazały inną naturę zespołu, pełną spokoju i czułości. Z drugiej strony, pochodzące z wydanej jeszcze przed debiutancką płytą EP-ki utwory pokazują punkowe oblicze grupy. Płyta jest uzupełnieniem debiutu i przedsmakiem tego, co zespół zaprezentował na kolejnej/kolejnych płytach. Guns N' Roses po debiucie był świadomy swoich możliwości. Był też świadomy tego, czego oczekują od niego fani. Dlatego wydał "Use Your Illusion". A właściwie dwie płyty, "Use Your Illusion I" oraz "Use Your Illusion II". Zestaw trzysiestu utworów, ponad dwie i pół godziny muzyki. Jest to właściwie druga pozycja w dyskografii grupy, a przynosi dojrzałe, wypracowane i perfekcyjne oblicze zespołu. Na płytach jest wszystko. Jest początek kariery i szybkie, punkowe numery. Jest mocno brzmiący, własny hard rock. Jest coś z bluesa, country czy southern rocka. Są w końcu ballady, które uznać można za arcydzieła, szczególnie "November Rain". Różnorodność tych płyt można jeszcze uzupełnić o dwa ciekawe, jakże odmienne od oryginałów covery. No i tutaj rodzi się problem. Na płytach jest wszystko. W moim odczuciu jest za dużo. Słuchając pierwszej płyty, jest się zaskoczonym jej poziomem i zadowolony z tego, co się usłyszało. Słuchając drugiej płyty ma się wrażenie, że jest tego już za dużo, że nawet zespół nie do końca wiedział, co chce przekazać w kolejnych utworach. Na rynku pojawiła się także wersja jednopłytowa, ale wśród zawartych na niej utworów brakuje kilku cięższych, hardrockowych kawałków. Płyty są dowodem na wielką wszechstronność zespołu, ale także na sporą różnorodność poszczególnych muzyków tworzących repertuar. Każdy z muzyków wnosi coś od siebie i możemy delektować się tą wspaniałą muzyką. Szczególnie dobrą robotę zrobili gitarzyści, napędzający całość. Do kanonu muzyki przeszła niewątpliwie solówka w "November Rain", duże wrażenie robi także wstęp do "You Could Be Mine". Warto pamiętać, że płyta powstała w czasie, gdy swój "Black Album" wydała Metallica, debiutowali tacy wykonawcy jak Pearl Jam czy Rage Against The Machine - w złotym okresie dla muzyki rockowej. Guns N' Roses nie tylko zdali egzamin, ale także pokazali, że to oni są jedną z najważniejszych grup rockowych na świecie. Po kolejnej świetnie odebranej płycie Guns N' Roses ponownie zaproponowali fanom "przerywnik". Tym razem album "The Spaghetti Incident?" to zestaw coverów, jakie zespół przygotował z iście zabawowym podejściem. Coverów głównie zespołów punkowych, ale znalazły się także utwory hardrockowe. Ciekawostką jest "Since I Don't Have You" z końca lat 50-tych, który zespół nagrał w stylu retro. Utwory nabrały gunsowego charakteru, wiele z nich brzmi jak własne utwory zespołu. Ostatni produkt Slasha z Guns N' Roses pozostawił pewien niesmak. Jednak negatywne emocje wygrały. Odejście z Guns N' Roses Slasha nie było jedyną zmianą w tym zespole. Dlatego pierwsza płyta solowego projektu Slasha, "It's Five O'Clock Somewhere" powstała przy dużym udziale kolegów z G N' R. Choć bez tych najważniejszych, to jednak słychać, że gra spora część składu. Sama muzyka jest nieco bardziej bluesowa, Slash pozwolił sobie na wycieczki w stronę grunge'u. Muzyka, choć dużo mniej przebojowa, jest bardzo udana. Grupa pokazała, co to znaczy czadowe, rockowe granie. Jedynym, czego brakuje, aby płyta dorównała dokonaniom Slasha z Guns N" Roses, to braki w partiach wokalnych. Wokalista Snakepit nie ma mimo wszystko charyzmy Axla. Zaletą materiału nagranego na tej płycie jest duża różnorodność, co jest zdecydowanie plusem tej płyty. Co najważniejsze, Slash nie tworzy płyty z technicznym graniem, nie popisuje się wirtuozerią. Jest to dobra płyta w rockowo-bluesowej stylistyce. Kolejne wcielenie Slash' Snakepit nie odniosło już dużego sukcesu. Ain't Life Grand", druga płyta Snakepit, to album równy, ciekawy, ale już bez tej werwy, jaką miały poprzednie płyty nagrane przez Slasha czy zespoły, w których grał. Płyta przynosi typową dla gitarzysty muzykę, czyli gitarowy hardrock oparty na bluesowej stylistyce. Choć w niektórych utworach pojawiają się różnego rodzaju smaczki, to gitara Slasha, często bardzo oszczędna, stanowi najważniejszy wyróżnik tej płyty. Płyty niedocenianej, ale dobrze oddającej charakterystykę muzyki gitarzysty. Po wydaniu dwóch solowych płyt, tym razem Slash wydał album z zespołem Velvet Revolver. Na "Contraband" towarzyszyli mu muzycy Guns N' Roses oraz wokalista Stone Temple Pilots. Ale płyta nie jest połączeniem stylów muzycznych tych dwóch zespołów, jest jak najbardziej Slasha. Króluje na niej ponadczasowy, rockowy, nośny riff. W różnych konfiguracjach, z różnym natężeniem, ale jak najbardziej nawiązujący do klasyki. W momencie, gdy ukazała się ta płyta, rock odchodził od klasycznego grania, coraz mniej było riffów i solówek. Slash ze swoim zespołem zaproponowali powrót do korzeni na miarę "Appetite For Destruction". Zaproponowana przez zespół muzyka jest mocno, wręcz sterylnie hardrockowa, a zarazem chwytliwa i przebojowa. Każdy z numerów to celny strzał w rockową duszę. To co wyróżnia tą płytę spośród dokonań Slasha po opuszczeniu Guns N' Roses, to bardzo duża spójność i jednorodność muzyki. Tym razem zespół nie silił się na odwoływanie się do różnych gatunków i stylów muzycznych, a zaproponował rock'n'rollową jazdę bez trzymanki. Velvet Revolver poszedł za ciosem i wydał drugą płytę z nowym materiałem. "Libertad" przynosi muzykę podobno do tej z pierwszej płyty sygnowanej nazwą Velvet Revolver, jest ona jednak nieco łagodniejsza, lżejsza. Zespół odszedł od gunsowego hard'n'heavy w kierunku kombinowania z efektami, odjazdami w kierunku psychodelii. Z jednej strony dobrze, bo zespół nie plagiatuje siebie i szuka nowych rozwiązań, z drugiej nie bardzo, bo umykają gdzieś te wspaniałe, ciężkie riffy gitarowe. Choć z tymi ciężkimi riffami nie jest tak źle. Nadal nadają ton muzyce, jednak dużo częściej niż na poprzedniej płycie ustępują wycieczkom w kierunku muzyki końca lat 60-tych. Są też nawiązania do amerykańskiego rocka z połowy lat 70-tych. Słuchając płyty wydaje się, że zespołowi nie starczyło pomysłów na całą płytę, bo utwory wydają się bardzo nierówne. Część z nich jest genialna, części dużo brakuje do wysokiego poziomu. Tym razem ponownie zespół Slasha (po Snakepit) nie spełnił oczekiwań, jakie wywołał swoim debiutem. Osiem płyt sygnowanych nazwami różnych zespołów i w końcu pojawiła się płyta sygnowana po prostu Slash. A więc pierwsza autorska płyta gitarzysty. "Slash" to pierwsza i jak się wydaje ostatnia "solowa" płyta muzyka. Właściwie nie jest to solowa płyta Slasha, bo on sam nie śpiewa, także nie jest autorem tekstów do piosenek. Zapraszając do wspólnego grania różnych wokalistów zostawił im swobodę, co będą śpiewać - dał możliwość napisania tekstu do wykonywanego utworu. Album niestety należy do tych, które krytykuje się za brak spójności i zbytnią różnorodność utworów. Zarówno muzyczną, jak i wykonawczą. Niestety dla albumu są momenty słabsze i momenty bardzo dobre. Są na albumie momenty doskonałe, są i takie, które wymagają doszlifowania. Swój wysoki poziom utrzymują Iggy Pop, Lemmy Kilmister oraz Ozzy Osbourne, w porządku są kompozycje z udziałem Chrisa Cornella czy Iana Asbury'ego, jest także kilka nijakich kompozycji. To co zaskakuje na tym albumie to świetne odnalezienie się w hardrockowym repertuarze Fergie. No i ważny podkreślenia jest fakt, iż tym albumem Slash zapoczątkował niezwykle udaną muzyczną przygodę z Mylesem Kennedym, która zaowocowała kolejnym regularnym składem i bardzo udanymi płytami. Slash po jednej płycie wydanej pod własnym pseudonimem, wrócił do grania grupowego. Po solowym albumie zaczął grać trasę koncertową, w trakcie której wykrystalizował się skład, będący podwaliną grupy Slash featuring Myles Kennedy and The Conspirators. Pierwsza propozycja zespołu "Apocalyptic Love" okazała się "debiutem" na miarę dokonań Guns N' Roses. Choć ciężko nazwać to debiutem, skoro głównym kompozytorem jest Slash, który w swoim dorobku ma wiele kompozycji. Slash wrócił do rock'n'rollowych korzeni, muzyki opartej na bluesie, melodiach opartych na gitarowych, energetycznych riffach. Album wyróżnia się wśród współczesnych mu sterylnych produkcji analogowym nagraniem, niemal na żywo. Jest to czadowe, energetyczne i żywiołowe granie, emanujące radością wspólnego muzykowania. Zespół nie sili się na przesadnie ciężkie granie, jest tutaj mnóstwo przestrzeni, w której można tworzyć melodie i urzekające gitarowe solówki. Powstał album wspaniały, uniwersalny, ponadczasowy. Slash ponownie zdefiniował w swojej muzyce, czym jest klasyczny hard rock. Slash znalazł złoty środek na tworzenie świetnej hardrockowej muzyki. Wrócił ze sprawdzonym składem, z Mylesem Kennedym i The Conspirators, i raczył nas płytą "World On Fire". Drugim albumem zespół wspaniale kontynuuje drogę obraną na pierwszej płycie. Nadal serwuje hard rock w przebojowej postaci, nadal stylowy i nadal zachwycający. Muzyka oparta jest o melodie i przebojowe refreny, okraszone gitarowymi riffami i solówkami. W grze zespołu widać, że wytworzył on swój własny, niepowtarzalny styl, a teraz go szlifuje. Styl oparty oczywiście o charakterystyczną gitarę Slasha, ale także o melodyjne linie wokalne Mylesa Kennedy'ego. Muzyka zawarta na płycie trzyma się ogólnie ram melodyjnego, piosenkowego hard rocka, utwory są wystarczająco atrakcyjne, aby nie wkradła się monotonia, mimo że całość trwa ponad 78 minut. Wydawało się, że reaktywacja zespołu Guns N'Roses sprawi, że wszystkie siły twórcze Slash skieruje właśnie w stronę tego zespołu. Zaskoczeniem więc było ukazanie się kolejnej płyty sygnowanej przez Slash Featuring Myles Kennedy & The Conspirators. Album "Living The Dream", bo o nim mowa, w skrócie można określić kontynuacją dotychczasowej drogi. Jest to nowoczesny, ale także rdzennie hardrockowy album, z energicznymi i intensywnymi kawałkami. Muzyka bazuje zagęszczonych partiach gitar, szybkich solówkach i starannie ułożonych liniach wokalnych. Nie brakuje także utworów w średnim tempie oraz klasycznych ballad. Tym razem brak na płycie zaskoczeń czy eksperymentów, a każde odstępstwo jest delikatnie zaakcentowane. Częściej niż poprzednio Slash nawiązuje do własnej historii. Nie jest to album przełomowy, jednak stawiający wyraźną granicę między dokonaniami Guns N'Roses i The Conspirators. Album "4" to kolejny album nagrany przez zespół Slash Featuring Myles Kennedy & The Conspirators. Kolejne świetne, oryginalne riffy, jakie udało się stworzyć Slashowi. Płyta zwala z nóg nie tylko świeżością, zadziornością i mocą riffów, ale także tworzonymi przez nie motywami i tematami. Płyta zwala z nóg ognistymi, burzliwymi solówkami. Płyta zwala z nóg nie tylko gitarą Slasha, ale także melodyjnością i żywiołowością śpiewu Mylesa Kennedy'ego. Dzięsięć kawałków, brzmiących świeżo i równocześnie stylowo. W hardrockowym stylu, jaki proponuje nam Slash nie tylko od czasu współpracy z The Conspirators, ale już z czasów Guns N'Roses czy Velvet Revolver. Slash dodał tutaj także kilka smaczków, takich jak partie elektrycznego sitaru czy efekt talk box. Warto zauważyć, że płyta została nagrana w całości na żywo w studiu, co na pewno odbiło się na żywiołowości albumu. | |
Reckless Life Nice Boys Move To The City Mama Kin Patience Used To Love Her You're Crazy One In A Million | ||
Right Next Door To Hell Dust N' Bones Live And Let Die Don't Cry Perfect Crime You Ain't The First Bad Obsession Back Off Bitch Double Talkin' Jive November Rain The Garden Garden Of Eden Don't Damn Me Bad Apples Dead Horse Coma Civil War 14 Years Yesterdays Knockin' On Heaven's Door Get In The Ring Shotgun Blues Breakdown Pretty Tied Up Locomotive (Complicity) So Fine Estranged You Could Be Mine Don't Cry My World | ||
Since I Don't Have You New Rose Down On The Farm Human Being Raw Power Ain't It Fun Buick Mackane (Big Dumb Sex) Hair Of The Dog Attitude Black Leather You Can't Put Your Arms Around A Memory I Don't Care About You Look At Your Game, Girl | ||
Neither Can I Dime Store Rock Beggars & Hangers-On Good To Be Alive What Do You Want To Be Monkey Chow Soma City Ward Jizz Da Pit Lower Take It Away Doin' Fine Be The Ball I Hate Everybody (But You) Back And Forth Again | ||
Been There Lately Just Like Anything Shine Mean Bone Back To The Moment Life's Sweet Drug Serial Killer The Truth Landslide Ain't Life Grand Speed Parade The Alien | ||
Sucker Train Blues Do It For The Kids Big Machine Illegal I Song Spectacle Fall To Pieces Headspace Superhuman Set Me Free You Got No Right Slither Dirty Little Thing Loving The Alien | ||
Let It Roll She Mine Get Out The Door She Builds Quick Machines The Last Fight Pills, Demons & Etc. American Man Mary Mary Just Sixteen Can't Get It Out Of My Head For A Brother Spay Gravedancer | ||
Ghost Crucify The Dead Beautiful Dangerous Back From Cali Promise By The Sword Gotten Doctor Alibi Watch This I Hold On Nothing To Say Starlight Saint Is A Sinner Too We're All Gonna Die | ||
Apocalyptic Love One Last Thrill Standing In The Sun You're A Lie No More Heroes Halo We Will Roam Anastasia Not For Me Bad Rain Hard & Fast Far And Away Shots Fired | ||
World On Fire Shadow Life Automatic Overdrive Wicked Stone 30 Years To Life Bent To Fly Stone Blind Too Far Gone Beneath The Savage Sun Withered Delilah Battleground Dirty Girl Iris Of The Storm Avalon The Dissident Safari Inn The Unholy | ||
The Call Of The Wild Serve You Right My Antidote Mind Your Manners Lost Inside The Girl Read Between The Lines Slow Grind The One You Loved Is Gone Driving Rain Sugar Cane The Great Pretender Boulevard Of Broken Hearts | ||
The River Is Rising Whatever Gets You By C'est La Vie The Path Less Followed Actions Speak Louder Than Words Spirit Love Fill My World April Fool Call Off The Dogs Fall Back To Earth |